14 lipca 2015

Rozdział 13 - Wdech -





Rozdział 13 wita! :)

Przepraszam za małe opóźnienie.

 Miało być długo, ale stwierdziłam, że teraz będę dodawać rozdziały częściej, lecz będą one krótsze. 
To jest chyba dobre rozwiązanie ^^ Co o tym myślicie?

Dzisiaj dodaję muzykę do rozdziału. Jest krótki, ona jest krótka, więc :)


Naprawdę zachęcam do włączenia sobie tej muzyki już od pierwszego słowa. Pozwoli Wam wczuć się w klimat, jaki panuje w 13 ^^

Jest to 4,34 minuty Hansa Zimmera 'Time' z filmu Incepcja :)

Zapraszam Was do czytania :)



******************************


Wszystkich nas kiedyś naszła myśl, jak to się stało, że jestem mną. Co by było gdybym był kimś innym, przykładowo moim bratem, lub sąsiadem. Co bym wtedy czuł, jak wyglądałoby moje życie. Czy te dłonie, na które spoglądam codziennie po przebudzeniu, byłby dalej moimi dłońmi. Czy te myśli, które kotłują się w mojej głowie byłyby takie same. Jakich dokonałbym wyborów.

Takiej myśli zazwyczaj towarzyszą lekkie zawroty głowy. Czujemy się tak, jakby nasz umysł był zupełnie gdzie indziej. Jakbyśmy wędrowali po granicach naszego pojmowania rzeczywistości. Jakbyśmy byli ogłuszeni, a jedynym powodem, dla którego wciąż pozostajemy przytomni są nasze oczy. Oczy, które widzą światło, wyciągnięte palce lub zwyczajnie swoje odbicie w lustrze.

Skręcamy palce u stóp i staramy się pojąć ten nagły zgiełk, jaki zapanował tam gdzieś z tyłu. Tam gdzieś za naszymi ustami, które nagle przypominają sobie, że pragną. Tam gdzieś za naszym nosem, który nagle przypomina sobie, że czuje. Trwamy w bezruchu, ściśnięci w nieogarnionej maleńkości naszego umysłu. I krzyczymy, aby się wydostać.

Cisza.

Na niebie odliczamy czas, patrząc, jak wiatr gna rozpięte, puszyste chmury. Ugięte kolana szykują nogi do skoku. Zdaje się nam, że w tej rozdartej, niepołatanej sukni, jesteśmy wolni. Wypinamy pierś do przodu; podejmujemy decyzję.

Cisza.

Wznosimy się ponad nasze wspomnienia. Stajemy się kimś zupełnie innym. Czujemy inaczej. Przeszywa nas chłód nagłej, niespodziewanej zamiany ciał. Płyniemy w przestworzach, niesieni jedynie jednym wydechem.

A potem wciągamy powietrze. I znów jesteśmy sobą.


***

Orvar bardzo pragnął by w tej chwili stać się kimś zupełnie innym. Siedział właśnie na środku ciemnego pokoju, lub tak mu się zdawało. Bał się. Co jakiś czas do jego uszu napływały nieprzyjemne, dość przerażające głosy. Podłoże, na którym siedział, było wilgotne. Wkoło unosiła się delikatna mgła. Nie do końca wiedział gdzie się znajduje.Wiedział natomiast, że był łysy. Poza tym drobiazgiem nic mu nie dolegało. 

Kiedy zjawiła się przed nie był pewny swego losu. Jedyną rzeczą, którą uważał za oczywistą to to, że spotka go kara. Powiedziała mu o tym, iż musi się wykazać. Musi jej udowodnić, że jest godny jej szacunku.

Gdyby to było łatwe. Jednak jej nie można zadowolić byle czym. Kiedy wymyśli dla ciebie zadanie (lub w tym przypadku karę), musisz je wypełnić. Wznieść się ponad wyżyny swych codziennych kompetencji i zmierzyć się ze swoimi słabościami. A co z istotami, które uważają siebie za kogoś niemającego żadnych?

Kończą tak jak on. W ciemnej dziurze, do której nie dopływa nawet skrawek światła.

Orvar miał nadzieje, że za niedługo stąd wyjdzie.


***


Ylva, Gull, Oryan i Runna siedzieli przy długim drewnianym stole. Jadalnia posiadłości Avy i Pernilla była nad wyraz pojemna. Przy tym samym stole stało jeszcze dwadzieścia pustych krzeseł przed którymi przygotowano zastawę.

Zdaję sobie sprawę z tego, iż powinnam teraz opisać to, jak dana jadalnia wygląda. Otóż jest to specjalna jadalnia dla gości. Chropowate ściany, wykrojone na kształt ośmiokąta, do połowy przykryte są grubą warstwą szkarłatnej farby. Na drugą ich połowę nałożone zostały lustra, kończące się aż przy samym suficie. Do tego pomieszczenia można wejść przez dwoje drzwi, które stoją dokładnie naprzeciwko siebie na równoległych ścianach. Drzwi te wyrzeźbione zostały przez Pernilla z najlepszego norrejskiego drewna. Można je sobie wyobrazić jako wyniosłe, może ciut zbyt pewne siebie drzwi. Jednak nie miejmy do nich o to pretensji. W końcu przez ich progi przeszło wiele znanych osobistości.

Na środku jadalni postawiony został wcześniej wspomniany przeze mnie stół. Był on owalny i mieścił przy sobie zawsze tyle krzeseł, ile było potrzeba, nigdy mniej, nigdy więcej.  Jego nogi wchodziły głęboko w granitową podłogę i rozchodziły się równomiernie na rogi ścian, pnąc się do góry, by w końcu zakorzenić się na suficie i utworzyć ze swych końców kryształowy żyrandol.

Żyrandol ten pozyskiwał światło ze światła, które sam wytwarzał. W suficie bowiem była dziura. Nie była ona jednak zbytnio widoczna dla siedzących przy stole gości. Rozpięte na niej korzenie stołu zakrywały ją, tym samym wchłaniając w siebie światło płynące z księżyca, który świecił zawsze dokładnie nad domem Avy i Pernilla.

Światło żyrandola rozświetlało jadalnie milionem srebrzystych refleksów, które odbijając się od siebie w lustrach, tworzyły na talerzach gości złota poświatę. Nie wchodźmy tutaj w prawa jakimi rządzi się fizyka. Tak się po prostu działo.

Stół nakryty był bordowym obrusem, a na nim rozłożona została szklana zastawa. I z właśnie tej zastawy bardzo chcieli skorzystać zgromadzeni przy stole Ylva, Gull, Oryan i Runna. Nie mogli jednak. Nie została jeszcze podana kolacja. Goście, których spodziewała się Ava jeszcze nie przybyli. A i sami gospodarze nagle zniknęli.

Runna nadęła usta i zadarła nos.

- Może ktoś pójdzie sprawdzić co się dzieję? - zapytała.

- Ava powiedziała, że to przez tą burzę - odparł Oryan. - Jestem pewny, iż już niedługo nasi goście się tu pojawią.

- Nasi goście? - zdziwiła się Runna. Oryan ledwie powstrzymał się przed przewróceniem oczami. Runna miała w zwyczaju zadawania wielu niepotrzebnych pytań. I zazwyczaj oczekiwała, że to właśnie on na nie odpowie.

- Dobrze wiesz co miałem na myśli. - odpowiedział. Gull zauważyła jak drga mu powieka.

- Runnie, może chcesz pograć w zgadywanki?

- Nieeee, już dzisiaj w to graliśmy. - dziewczynka wypuściła głośno powietrze. - Och! Jestem głodna.

- Wszyscy jesteśmy, moja droga. - w drzwiach pojawił się Prathe - Jednak lepiej zrobisz, jeśli przestaniesz narzekać, ot co! Właśnie przybyłem, aby wam oznajmić, iż goście Państwa przybyli. Lepiej nie naróbcie nam wstydu.

Prathe odsunął się z przejścia i stanął obok drzwi. Ylva, siedząca najbliżej, jako pierwsza zobaczyła twarze nowo przybyłych. Były to kobiety. Wyglądały na zmęczone. Ich dłonie były opuchnięte, a twarze blade, można nawet bezpiecznie stwierdzić, że niemal sine. Na ich skroniach widniały maleńkie drobinki zaschniętej krwi. Jedynym elementem ich ciał, który wydawał się żywy, były ich bujne, kolorowe włosy.

Kobiety prowadzone były przez dostojnie ubranego Pernilla. Wskazywał im dłonią, należne im miejsca, po czym sam, upewniwszy się, że jego własna żona również stanęła obok jego boku, oparł ręce na oparciu swojego krzesła.

Ava uśmiechnęła się serdecznie.

- Witam was moje kochane. Jest mi niezmiernie miło, iż w końcu, po tak długim czasie i po tylu namowach, udało nam się razem spotkać. Czujcie się, jak u siebie w domu. Chciałam też -

- Wybacz, ale muszę ci przerwać! - wykrzyknęła jedna z kobiet i wszyscy zwrócili w jej stronę głowy. - Kogoś brakuje!

Ava przymknęła powieki.

- Nasza kochana Liv nie mogła się tu pojawić. - oznajmiła. - Nie martwcie się jednak. Czas na kolacje - i usiadła.

Ylva uświadomiła sobie właśnie, że ostatnimi czasy zbyt wiele osób znika.


*************************

Koniec na dzisiaj.
 To chyba najkrótszy rozdział w mojej karierze. 
Następny postaram się dodać w piątek.
  Miło byłoby wiedzieć, że czytacie, dlatego z całego serca proszę Was o komentarze.
 To tak niewiele, a dla mnie to ogromny przypływ energii i weny ;)

Kiedy tylko skończy się zamieszanie ze studiami itp. wtedy też nadrobię zaległości na Waszych blogach, a także wejdę na te, które pojawiły się u mnie w Spamie, a których jeszcze nie dałam rady przeczytać :)