25 grudnia 2014

Rozdział 9 - Etykieta -





Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!


Pragnę Wam złożyć moje najserdeczniejsze życzenia. 
Mam nadzieję, że podczas tych pięknych dni odpoczniecie i nabierzecie sił do dalszej, ciężkiej walki zwanej życiem :)

W Boże Narodzenie zawsze mam bardzo dobry humor i mnóstwo weny, 
więc nie będziecie się nudzić! :>

Przepraszam Was za długą nieobecność. 
Chcę też, abyście wiedzieli, że zaglądam na wszystkie Wasze blogi i czytam kiedy tylko mogę. Postaram się nadrobić komentowanie^^

Dzisiejszy rozdział zaczyna się dość nostalgicznie, ale później akcja nabiera tempa :)

I wiecie co tu dzisiaj macie? Prawie sześć stron a4! 

A tak w ogóle to jak weszłam po tej mojej miesięcznej nieobecności to zobaczyłam, że mam tutaj ponad 4,500 wejść! To jest niewiarygodne! 

Dziękuję Wam bardzo. Aż mi się łezka w oku kręci. 

Już się ogarniam i zapraszam do czytania :)


(rozdział nie poprawiony)



************************************************



Nad Asgardem wisiały chmury. Czarne, obdarte z wody chmury. Po prostu zwisały, ciskając beznamiętnie goryczą. Słońce zaszło przed paroma godzinami. Było cicho. W powietrzu unosił się tępy zapach wosku i dymu.
Thor obserwował, jak łódka z nieruchomym ciałem Lokiego, płonie. Jak kłęby dymu unoszą się wysoko ponad miasto i wsiąkają w chmury.

Cisza.

Stał tak, a obok niego nie było nikogo. Przynajmniej takie miał wrażenie. Czuł się samotny. Jeszcze poprzedniego dnia miał nadzieje. Liczył, że Loki jednak żyje, że wstanie i powie, że to wszystko to tylko kolejna sztuczka.

 Cisza.

Odyn ścisnął jego ramię. Spojrzeli na siebie. W oczach ojca nie widział żadnych uczuć. Czyżby nauczył się tak dobrze grać? Wiedział, że jego też musi to boleć. Jednak Odyn nic nie powiedział. Trzymał Thora za ramię, to wszystko.

Cisza.

Po wczorajszej uczcie uzgodnili, że Thor zaraz po pogrzebie wyruszy do Wanaheimu. Thor chciał by ktoś mu towarzyszył, ale Odyn nie wyraził na to zgody. Nietypowe zachowanie. W ogóle Odyn zachowywał się dziwnie. Był wyobcowany, skryty. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Był kamiennym posągiem. Tylko w momentach, kiedy wydawało mu się, że nikt go nie widzi, mówił coś do siebie, uśmiechając się przy tym. Był to uśmiech z domieszką szaleństwa i nie podobał się Thorowi. Czy władca Asgardu oszalał?

Cisza.

Smagane krwistym płomieniem, ciało Lokiego, dryfowało po gładkiej tafli wody. Nie wszyscy godzili się na tak szlachetny pogrzeb. Znaleźli się tacy, a było ich sporo, którzy uważali, że Loki nie zasługiwał aby chować go z honorami. Odyn jednak postawił na swoim. Ufając słowom Thora, postanowił, choć w taki sposób, okazać swą miłość do Lokiego.

Cisza.

Thor myślał, że wylał już wszystkie łzy za bratem. Zdziwił się więc, gdy poczuł, jak jednak z nich beztrosko spływa mu po policzku. Znów poczuł złość. Na siebie - za to, że nie mógł uratować Lokiego. I na niego - za to, że pozwolił się zabić.

Cisza.

Był już przygotowany. Nie potrzebował wiele na drogę. Wiedział, że w Wanaheimie przyjmą go z honorami. Czuł, że na nie nie zasługuje. Podniósł wzrok. Przegapił moment, w którym łódka z Lokim spadła z wodospadu. Nie słyszał tego. Było tak cicho. W powietrzu unosił się zapach wody
i czekolady. Tak jakby ze zniknięciem Lokiego wszytko wróciło do  normy. Ta myśl go bolała.

Cisza.

Poczuł, jak uścisk na jego ramieniu znika. Oparł dłonie na kamiennej balustradzie i zamknął oczy. Przez pewien czas słyszał tylko swój nierówny oddech. Czuł, jak mocno bije jego serce. Spokój, powtarzał sobie, tylko spokój. Weź się w garść.

Słychać było mglisty śpiew ptaków.


Thor otworzył oczy i potrząsnął głową. Wziął głęboki oddech i ruszył w stronę Bifrostu. Nie bardzo zastanawiał się dokąd zmierza. Pozwolił swoim nogom się prowadzić. Przypomniał sobie nagle, że nigdy nie zapytał Lokiego, czy udało mu się dostać do tego świata z mapy Odyna. Do tej Rilli. Może powinien sam ją odszukać .Głupia myśl, ale w tej chwili zdała mu się wybitnie istotna. Wspaniale byłoby odkryć coś nowego, ale z drugiej strony z kim się tym podzieli. Przecież już nie z Lokim. Zresztą musi wrócić na Ziemię, do Jane.

Koniec fantazjowania.

Zobaczył jak Heimdal unosi swą prawą dłoń do serca. Uśmiechnął się do niego. Na ten moment to mu musi wystarczyć. Usłyszał, jak ciężki  miecz uderza o podłoże i poczuł, jak wielka siła ciągnie go przed siebie. Wyobraził sobie krainę, do której zaraz miał dotrzeć i starał się nie zapomnieć, jak nazywał się ten rolnik.

Szarpnięcie. Naprężył nogi, gotowy do lądowania. I wylądował, w rzeczy samej.


Ale do Wanaheimu nie dotarł nigdy.


***



Królowa Syren Liv była ukontentowana. Już od dawna nie doświadczyła żadnej rozrywki. A teraz, po wielu okresach czekania, będzie mogła się trochę pobawić. Od wizyty kobiety minęło dwa stany i właśnie otrzymała dalsze instrukcje. Podniosła oczy znad listu i zwróciła się do jednej z Sióstr:

- Hillevi, podejdź tu.

- Tak, moja pani?

- Chciałabym, abyś niezwłocznie udała się  do naszych Sióstr, które zamieszkują Morze Vanga. Przekażesz im wiadomość.

Królowa Syren Liv wlepiła swe spojrzenie w oczy Hillevi i zbliżyła do niej twarz.

- Musisz być dyskretna. Nikt nie może cię zobaczyć. Pamiętaj! Nakładam na ciebie wielką odpowiedzialność. Jeśli zawiedziesz, spotka cię krehtza! - Hillevi zaniemówiła. Jej usta zacisnęły się w wąską linię. - Skoro zrozumiałaś, nadszedł czas ruszać. Podążaj za mną.

Królowa Syren Liv podniosła się i zeszła ze swego tronu z jabłek. Kroczyła z dumnie podniesioną brodą, a jej śnieżne włosy obsypały kaskadami jej ciało. Nie oglądała się za siebie. Stanęła na skraju wyspy i wyciągnęła przed siebie prawą rękę.

- Spójrz, Hillevi. - Wskazała dłonią na zachód. - Popłyniesz Szlakiem.

- Ale, pani... ta droga jest bardzo długa. Czy nie lepiej byłoby, gdybym mknęła z wodami rzeki Embre?

- Nie! To zbyt niebezpieczne. Ktoś mógłby cię zobaczyć. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy na granicach wschodniej ćwiartki roi się od dzieci. Sama je niedawno widziałaś. To zbyt duże ryzyko... - Królowa Syren Liv opuściła dłoń i oblizała wargi. Jakiś mężczyzna płynął w kierunku wyspy. - Dlatego popłyniesz Rzeką, a potem na wschód do Morza Vanga i przekażesz wiadomość

- Tak, moja pani... - Hillevi zanurzyła stopy w zimnej wodzie jeziora Etiti. Uniosła ręce ponad głowę, skrzyżowała dłonie i przeciągnęła się. Z jej wygiętych do przodu pleców zaczęły wyłaniać się rubinowe łuski. Zaraz po nich z alabastrowego ciała Hillevi trysnęła krew i ostre płetwy przebiły jej skórę. Zanurzyła się cała, a kiedy ponownie pojawiła się na powierzchni wody z jej ramion nie zwisały już kaskady złotych włosów. Cała jej głowa pokryta była bursztynowymi łuskami, które w pięknych pasach splątywały się ze sobą na jej plecach. Uniosła oblepione wodą powieki i spojrzała na Królową Syren Liv.

- Jak brzmi wiadomość, moja pani?

Królowa Syren Liv, nie spuszczając wzroku z płynącego mężczyzny,uśmiechnęła się odsłaniając swoje ostre zęby.

- Powiedz Siostrom, że mamy zaproszenie na kolację do Dorii.


***


Runna obudziła się w nieznanym sobie pokoju. Pierwsza rzecz, która ją zdziwiła to duża ilość światła. Prze pewien czas nie mogła do końca otworzyć oczu. Kiedy już się przyzwyczaiła, zobaczyła, że leży w wielkim łożu. Przykryta była miękką, puchową kołdrą. Nad jej głową rozciągał się burgundowy baldachim. Naprzeciwko łoża ustawione było równie wielkie okno. Nie było ono otoczone zasłonami, więc światło słoneczne bezwstydnie przez nie przesiąkało. Runna rozejrzała się po całym pokoju. Ściany pomalowane były na biało, tak samo jak reszta mebli. Jedynym mocnym akcentem był kolor łoża i baldachimu. Runna podniosła kołdrę. Ktoś przebrał ją w koszulę nocną. Chciała wstać, ale gdy tylko spróbowała podnieść głowę dostała mocnych zawrotów. Opadła z powrotem na poduszki. 

Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Przecież dopiero co znajdowała się w swojej celi. Była brudna i słaba. A teraz nie czuła nawet głodu.

- Czy ja umarłam? - Wyszeptała.

- Nie, zdecydowanie nie. - Odpowiedział głos. Runna podskoczyła leżąc. 

- Kto tu jest? - Zapytała z wyraźną paniką w głosie i zacisnęła piąstki na skrawku kołdry.

- Nikt kogo miałabyś się bać, moja droga. Dasz radę się podnieść? - Głos zaśmiał się i coś ruszyło się po prawej stronie łoża.

- N-nie. Kręci mi się w głowie. Gdzie jesteś?

- Poczekaj, moja droga. Skoro nie możesz usiąść trzeba coś na to poradzić, nie sądzisz?

Rozległo się głośne pstryknięcie i Runna siedziała oparta o wezgłowie łoża. Co więcej, nie miała zawrotów.

- Lepiej?

- T-tak. D-dziękuję. Gdzie jesteś? 

- Jestem tutaj. - Powiedział wyraźnie rozbawiony głos.

- Gdzie? - Runna obrzuciła spojrzeniem cały pokój. - Nie widzę cię.

- Bo nie chce żebyś mnie widziała. Ot co. 

- Dlaczego? - W tonie głosu Runny znów wyczuwalny był strach.

- Bo jestem brzydki, moja droga. Chyba, że cię to nie odstrasza.

- Nie wiem. Jak bardzo jesteś brzydki? Kim jesteś? Jesteś duchem?

- Nie, nie jestem duchem. Boisz się mnie? - Głos przeciągnął zawadiacko słowo 'boisz'. 

- T-tak. Chciałabym widzieć do kogo mówię.

- Mówisz do mnie. Czy to ci nie wystarcza, moja droga?

- Nie wiem kim jesteś. - Runna przekręciła się nieznacznie i przyciągnęła do siebie kolana. Nie podobała jej się ta sytuacja. W głowie dziewczynki w trakcie tej krótkiej rozmowy, zdążyły wytworzyć się różne wyobrażenia tego, jak może wyglądać właściciel głosu. Żadne z nich nie napawało jej optymizmem. - Powiedz mi chociaż jak masz na imię.

- Nie wiem czy powinienem, moja droga. Bądź co bądź, to bardzo osobista sprawa, nie uważasz?

- Przepraszam, nie chciałam cię urazić. - Wyszeptała. - Po prostu się boję. Jak chcesz, to ja mogę powiedzieć ci swoje imię.

- A po co mi to, moja droga? Doskonale wiem jak się nazywasz. Inaczej bym z tobą nie rozmawiał. Nie mam w zwyczaju rozmawiać z nieznajomymi. To wbrew etykiecie. - Runna otworzyła szeroko ze zdziwienia usta.

- W takim razie rozumiesz dlaczego chce cię poznać. Ja nie znam twojego imienia, a jednak z tobą rozmawiam.

- Wstydź się, to bardzo nie kulturalne z twojej strony. Nie wiem, czy mogę pokazać się komuś, kto nie trzyma się zasad. Co powiedź inni? Okryłbym się hańbą.

- Och, w takim razie dlaczego w ogóle tu jesteś i ze mną rozmawiasz?! - Rozpłakała się. Była kompletnie zdezorientowana. Wytarła nos rękawem koszuli nocnej. - Jacy 'inni'?

- To moja prywatna sprawa. Nie będę rozmawiał z kimś, kto mnie obraża, moja droga. Ot co. Żegnam, Runno.

Runna chciała zatrzymać głos, ale nim zdążyła ponownie otworzyć usta, do jej nosa napłynął ciężki zapach piżma. Do pokoju weszła jakaś kobieta. Miała czarne włosy i długie nogi. Uśmiechała się.

- Prathe! Jak możesz. Przecież to tylko dziecko. Ona nie zna etykiety Norre.

- Ale powinna! 

- Dosyć! Co w ciebie dzisiaj wstąpiło? Nie wygłupiaj się. Dziewczyna jest kompletnie wystraszona. Winszuje. Miałeś się nią zaopiekować. - Kobieta usiadła na skraju łoża i zwróciła się do Runny. - Nie przejmuj się nim. Jest mały, ale jego ego sięga wysoko.

- Nie jestem mały! - Na te słowa kobieta sięgnęła gdzieś przed siebie i coś chwyciła. 

- Pokaż się jej.

- Ale, kiedy ja..

- Pokaż się jej!

Oczom Runny ukazał się dziwny obrazek. Spomiędzy zaciśniętych palców kobiety, wypływać zaczęła szafirowa tkanina. Za nią pojawił się srebrny pas, opinający nabrzmiały brzuch. Z brzucha wyrosły koślawe nogi, przyodziane w czarne, błyszczące buty do kolan. Pulchne ręce wyskoczyły po bokach brzucha, kończąc się wielkimi dłońmi, z krótkimi palcami. Ostatnią rzeczą, jaka dorosła do tej postaci to mała głowa z wielkim, szpiczastym nosem i długimi, zakręconymi wąsami. 

Na Runnę patrzyły teraz malutkie, lodowe oczy. 

- Widzisz, dziecko? Nie ma się czego bać. To jest Prathe. Prathe jest norrejczykiem. Jak mniemam, nie miałaś jeszcze nigdy okazji ich poznać. To, jak widzisz, bardzo dumne stworzenia. Ale nie przejmuj się tym, co on mówi. - Kobieta puściła Prathe i wstała. - Prawdę mówiąc, norrejczycy cierpią na jedną, bardzo ciężką przypadłość. 

- J-jaką?

- Mają okropną sklerozę. - Kobieta zaśmiała się widząc naburmuszoną minę Prathe. - No już, nie bocz się tak na mnie, przecież mówię prawdę. 

- Prawda, czy nie prawda, ale boli. - I odszedł, dumnie wypinając pierś.

 Kobieta odwróciła się do Runny. 

-  Zostań jeszcze dzisiaj w łóżku. Musisz nabrać siły. Prathe przyjdzie później z obiadem  dla ciebie. Złości się na mnie, bo ostatnio za dużo się tutaj dzieje. Jak tak dalej pójdzie, to będę musiała zatrudnić jeszcze kogoś do pomocy. Prathe nie lubi się przemęczać. A teraz połóż się i spróbuj zasnąć. 

- Przepraszam, a jak ma pani na imię?

- Ach, no tak, nie przedstawiłam się. Jestem Ava, dziecko.





*****************************




Dum, dum, dum!
Nieskromnie powiem, że mi się podoba ten rozdział^^
Lubię takie przeskoki klimatyczne :)
Mam nadzieje, że Wam się podobało bo przeżywałam katusze. Tak bym już chciała Wam wszystko zdradzić. Tak mnie korci! Ehh.... :>

Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze i lecę nadrabiać zaległości :*