3 stycznia 2014

Prolog






  Oto przed wami Prolog. Mam nadzieję, że się Wam spodoba ;) przepraszam, że jest tak krótki, jednak obiecuję - następne rozdziały będą już znacznie dłuższe ;>

Cóż mi pozostało? Zapraszam do czytania ;)

*********************************************

Asgard.


   "Dwa dni temu na świat przyszedł syn Wszechojca Odyna, któremu nadano  imię Thor. Z okazji jego narodzin zorganizowana zostanie uczta powitalna. Zaprasza się na nią wszystkie stworzenia z zaprzyjaźnionych z Wiecznym Miastem Krain. Obchody święta narodzin trwać będą przez tydzień. Zakończą się one oficjalnym namaszczeniem Thora na księcia Asgardu i Pana dziewięciu światów. 

   Wszechojciec Odyn oczekuje obecności każdego króla i każdej królowej z każdego świata aby razem z nim i jego małżonką Frigg cieszyli się cudem narodzin jego syna Thora." 



Wiadomość ta została rozesłana po wszystkich znanych Odynowi krainach. Dotarła nawet do najuboższych rodzin, które pomimo dalekiej drogi, jaką musiały przebyć, czuły się zaszczycone. Nie codziennie przecież rodzi się syn Wszechwładcy i niecodziennie dostaje się zaproszenie na uczestniczenie w jego przyjęciu powitalnym. Och, jak długo słudzy Odyna przygotowywali wystawne obiady i kolacje. Sale bankietowe i tak już wystawne zmieniły się nie do poznania. Wszędzie panowała czerwień — królewski kolor. Stoły okrywały tkane z najdelikatniejszych nici jedwabiu obrusy. Złoto królowało w zastawie: złote talerze, sztućce, kielichy, dzbany, mise.

Wszystko to przepełnione było duchem przepychu. Wystarczyło przejść przez próg Sali Głównej, by zachłysnąć się dusznym, metalicznym zapachem. Opary bogactwa przesycały wnętrza Pałacu. Przez balustrady (też złote) przewieszone zostały purpurowe kokardy. Z sufitów zwisały złote nici, które rozbłyskały niczym najjaśniejsze słońca. Nie było nawet centymetra niezagospodarowanej przestrzeni. A nawet jeśli była to... nie, nie było. Królowa Frigga już o to zadbała. W każdym razie nie trzeba było znać się na panujących w Asgardzie obyczajach, by wiedzieć, że to, co działo się w tych dniach w Pałacu, było nietypowe.

W takich właśnie okolicznościach do Asgardu przybyła pewna postać. Można ją nazwać Gościem. Nikt bowiem nie znał jej imienia, nie wiedział, jak wygląda. Nikt nie znał nawet jej płci. Gdyby jednak ktoś spróbował dowiedzieć się o niej czegoś więcej, prawdopodobnie nie skończyłoby się to dla niego dobrze. Gość ten był dość porywczy, czasem trudno mu było zapanować nad swoimi emocjami, dlatego zawsze nosił przy sobie pewien medalion. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby odzyskał spokój. Co w tym medalionie było takiego, nie wiedział nikt. Po prostu był. Zawsze przy sercu Gościa, zawsze ukryty pod fałdami szat. Teraz przykryty również czarnym płaszczem ze skóry niedźwiedziej.

Płaszcz ten był równie niezwykły, jak sam jego właściciel — nie miał on bowiem kieszeni, a mieścił w sobie wiele sekretów, nie posiadał rękawów, a dawał schronienie zziębniętym ramionom. Wykończony był cienkim, misternie wyszywanym pasem. Jak większość garderoby Gościa, płaszcz wyposażony był w obszerny kaptur, który zatajał tożsamość wędrowca. Płaszcz ten miał jeszcze jedną niezwykłą zdolność — mógł uczynić swego właściciela niewidzialnym, kiedy tego potrzebował. Mógł on wtedy bezkarnie przyglądać się różnym stworzeniom, śledzić swych wrogów. Ta umiejętność była nader rzadka, dlatego też płaszczowi nadano imię, aby odróżniało go od innych mało ważnych płaszczy. Imię to brzmiało Thrillian. Nie znaczyło ono nic w znanej asgardczykom mowie jednak nie znaczy to, że było ono bez znaczenia w ogóle.

Jednak nie czas teraz na to. Ważne jest to, że Gość zeskoczył ze skały, na której stał przez dobre dwie godziny. Przez ten czas przyglądał się zabawie, jaka miała miejsce na dziedzińcu Pałacu. Skała ta była częścią gór okalających Asgard. Choć nie była najwyższa, upadek z niej groził śmiercią. Jednak nikogo nie zdziwi fakt, że Gość nie zginął. Wręcz przeciwnie. Jego twardo podszyte, lecz lekkie buty uderzyły w ziemię z zadziwiającą delikatnością, zostawiając po sobie tylko mgiełkę kurzu. Thrillian zafalował wściekle wokół właściciela i pozwolił się unieść, odsłaniając na ułamek sekundy srebrzyste, gładkie spodnie. Zaraz potem opadł na swoje miejsce, dotykając swymi krańcami gładko przystrzyżonej trawy w ogrodzie Pałacu.

Gość nie przejąwszy się tym iż przed chwilą zeskoczył z prawie stu metrów, ruszył szybkim krokiem w stronę biesiadującego tłumu. Ponieważ nie uśmiechało mu się przez niego przedzierać, rozpędził się i skoczył na pobliskie drzewo, którego korzenie dawno już dotarły do serca Asgardu. Następnie przeskoczył na kolejne, oczywiście nie zwracając na siebie najmniejszej uwagi. Celem trzeciego skoku była marmurowa balustrada odgradzająca dziedziniec od krużganku. Zadziwiające było to, iż Gość nie ześlizgnął się z polerowanej powierzchni, lecz gładko opadł na złotą posadzkę. Rozglądając się, przemknął cicho pomiędzy dwoma strażnikami, wchodząc do jednego z prywatnych korytarzy pary królewskiej. Zdawać by się mogło, że zna on tę ścieżkę na pamięć, ponieważ zręcznie lawirował pomiędzy stojącymi gdzieniegdzie rzeźbami, czy bogato zdobionymi meblami. W końcu, po prawie pięciu minutach szybkiego marszu dotarł do lekko uchylonych drzwi. Ze szpary miedzy ich skrzydłami sączyło się żółte światło. Gość stanął przed nimi i wziął głęboki oddech. Następnie sięgnął do mosiężnej klamki. Jego palce zacisnęły się mocno na chropowatej powierzchni i pociągnęły drzwi. Oczom Gościa ukazał się rodzinny obrazek.

Oto wszedł do komnaty, która przeznaczona była dla małego syna Odyna i Friggi Thora. Odyn stał odwrócony do wejścia plecami, na których zarzuconą miał ciężką, szkarłatną pelerynę. Przed nim, na ogromnym łożu leżała jego żona karmiąc Thora. Gość nie musiał w żaden sposób zaznaczać swego przybycia. Gdy tylko ruszył drzwiami, Odyn odwrócił się do niego. Najpierw na jego twarzy gościła złość, lecz później, stopniowo pozwoliła ona zająć miejsce innej emocji.

Gość skłonił lekko głowę i wykonał dostojny gest ręką, który zapewne w jego percepcji miał oznaczać pełen szacunek. Odyn w niedowierzaniu uchylił usta. Frigga zaniepokojona wychyliła głowę, nadal pozostając na swoim miejscu. Gość podszedł do niej i spojrzał na dziecko, które trzymała przy swej piersi. Jemu także złożył pokłon. Odwróciwszy się do Odyna, przemówił. A był to głos tak piękny, że żaden elf nie potrafiłby z siebie takiego wydobyć. Był on śpiewem ptaków witających słońce po zimnej nocy, ulgą po ciężkim dniu pracy, strumieniem wijącym się pomiędzy szmaragdowymi spojrzeniami kwiatów. Krótko mówiąc, nie był to głos kogoś mieszkającego w jednej z dziewięciu krain. I Odyn o tym wiedział. Wiedziała o tym Frigga.

Jednak pomimo swej piękności głos ten mówił o smutnych i brzydkich rzeczach. Zdawał się płakać nad przyszłym losem wielu istnień. Nie przyszedł jednak bez rozwiązania. Wymagało ono poświęcenia, lecz Odyn był na nie gotowy, byle tylko ratować to, co kochał.

Gość zdawał się zadowolony z obrotu sytuacji. Po krótkiej wymianie zdań ruszył w podróż powrotną, uprzedzając Odyna by, gdy tylko będzie potrzebował jego pomocy, on przybędzie.



***


 Niecałe dwa lata po tym zdarzeniu, po rozegranej na polach Jotunheim bitwie, w jednej z wielkich, obkutych lodem jaskiń, Wszechojciec znalazł dziecko. Gdy tylko je podniósł, poczuł na swym ramieniu dłoń, dłoń, która przykryta była grubym, czarnym płaszczem, a spod ciężkiego kaptura świeciły w mroku zielone oczy. Postać kiwnęła głową i rzucając ostanie spojrzenie dziecku, zniknęła.






Witam!





Witam serdecznie wszystkich, którzy zdecydowali się odwiedzić ten oto skromny blog!

 Nie jest on wprawdzie moim pierwszym, jeśli chodzi o samo prowadzenie bloga, lecz pierwszy, gdzie zamieszczać będę opowiadanie. Dlatego proszę Was o cierpliwość! Zdaję sobie sprawę z tego iż nie jestem jeszcze mistrzynią pisania, dlatego też liczę na Wasze komentarze, krytykę. Postaram się odpowiedzieć na wszystko  ;)
Jedyne o co proszę to kultura w komentowaniu. ;>

Historia, którą znajdziecie na tym blogu będzie opowiadać o Lokim.  Będzie on u mnie bohaterem dość ważnym, ale nie najważniejszym. Akcja rozgrywa się po wydarzeniach w "Thorze 2", lecz niektóre fakty zostały zmienione.
Przyznaję się od razu, że nie czytałam nigdy komiksów Marvela w całości - czasem tylko jakieś urywki, więc uprzedzam, że nie znam ich akcji dokładnie i nie będę się na nich opierała. Mój Loki jest więc przede wszystkim wzorowany na tym z filmów, moich wyobrażeń, mitologia sama w sobie też czasem przejmie nad nim stery ;)

Nie wiem jeszcze jak często będę dodawać nowe rozdziały, ale postaram się przynajmniej jeden na miesiąc (wiem, że to rzadko, jednak mam bardzo mały zapas tego opowiadania i nie chciałabym potem pisać nowych rozdziałów pod presją czasu. ;)

Myślę, że na początek to tyle. Jeśli ktoś ma jakieś pytania to śmiało ;)

Pozdrawiam i zapraszam do czytania!

Błękitna